O samozatrudnianiu się polskich pracowników w Niemczech

Jak można się naocznie przekonać, namawianie pracowników przez szefów do zakładania własnych działalności gospodarczych oraz praca niejako na własny rachunek, a więc wygodniej oraz taniej, nie jest jedynie domeną polskich pracodawców. Takie historie zdarzają się coraz częściej również u naszych zachodnich sąsiadów, u których pracuje wciąż pokaźna liczba naszych rodaków.

Część pracowników oczywiście podejmuje całkowicie świadome oraz samodzielne decyzje o założeniu własnej firmy, jednak jak pokazuje rzeczywistość – zwykle brutalna – nie zawsze jest to dobry pomysł.

Takich historii jest całą masa

Wzruszające historie o tym, jak nagle do młodych oraz niedoświadczonych ludzi uśmiecha się los i zsyła im na przykład pracę w charakterze kucharza w niewielkiej, prowadzonej przez rodzinę knajpce w jednej z części Niemiec, do wykonywania której nie jest potrzebna nawet znajomość języka choćby w stopniu komunikatywnym, a także dalszy ciąg tych historii, w których występuje tydzień pracy, nieduże i dzielone ze współlokatorem mieszkanie dla obniżenia kosztów niedaleko miejsca pracy, weekendy wolne.

Najczęściej w dalszej części takich historii następuje nagabywanie do zakładania własnych, jednoosobowych działalności gospodarczych oraz obietnica większych zarobków na rękę oraz mniejszą ilość formalności do wypełniania co miesiąc. Po przeliczeniu, wraz z domniemywanymi napiwkami, wychodzi znacznie więcej, niż w polskich realiach, dlatego decyzja zwykle nie jest długo „trawiona”.

Efekty zwykle są opłakane, gdyż w takich sytuacjach najczęściej zyskuje pracodawca, w zasadzie nielegalnie, a traci, zawsze i nieodmiennie, wykorzystany w ten sposób pracownik.
Niemiecki rynek pracy nie dla każdego?

Chociaż prawo przewiduje jednakowe traktowanie niemieckich oraz polskich pracowników, a także zapewnianie im identycznych form zatrudnienia, nie zawsze jest to respektowane. Dane statystyczne, przygotowywane przez Polską Radę Społeczną w Berlinie, są alarmujące – Polacy, wraz z innymi imigrantami pochodzącymi z krajów środkowoeuropejskich, wciąż są nagminnie wykorzystywani oraz oszukiwani. Najczęściej jednak dzieje się to na własne życzenie pracownika, ponieważ wygrywa jego niewiedza i nieznajomość niemieckiego prawa pracy. Samozatrudnienie wciąż jest jednym z najlepszych sposobów obejścia pewnych barier prawnych, które obowiązywały w i obowiązują nadal w kwestiach zatrudnienia.

Początki są proste

Samo założenie działalności gospodarczej przez Polaka w Niemczech nie jest skomplikowane, ponieważ wystarczy jedna wizyta we właściwym Urzędzie Skarbowym oraz zapłacenie jednorazowej opłaty w wysokości 26 euro. W rzeczywistości jednak zakładanie działalności gospodarczej w żadnym wypadku nie jest wymagane ani konieczne, ani tym bardziej opłacalne, ponieważ zatrudniony na etacie pracownik spełniał wszystkie wymagane kwestie, a więc wykonywał określone zadania jedynie dla jednego pracodawcy, miał określony czas oraz miejsce wykonywanej pracy.

Dla pracodawców jednak jest to najlepsza okazja do zaoszczędzenia niemałych pieniędzy, dlatego hurtem namawiają do tego polskich pracowników oraz innych imigrantów, szukających u nich szczęścia oraz wysokich zarobków.

Zostają pozory

Faktycznie na początku może nam się wydawać, że taka forma zatrudnienia pozostawia nam w kieszeni znacznie więcej pieniędzy niż w przypadku umowy o pracę. To jednak jedyne czyste złudzenie, ponieważ od naszego zarobku nie są potrącane ubezpieczenia społeczne ani żadne składki. W przypadku wykonywania pracy w oparciu o umowę o pracę te koszta są dzielone identycznie jak w Polsce, a więc połowę pokrywa pracodawca, połowę pracownik.

Samozatrudnienie posiada również inne, ciemne strony, takie jak brak przysługującego urlopu czy ubezpieczenia chorobowego, jeśli takie nie jest odprowadzane przez podatnika. Później wychodzą jednak pewne różnice między polskim a niemieckim prawem pracy, takie na przykład, jak konieczność opłacania ubezpieczenia zdrowotnego, odmiennego od turystycznego, które w momencie założenia firmy należy opłacić również w tył, od momentu zameldowania się w Niemczech.

O samozatrudnianiu się polskich pracowników w Niemczech

Żeby było ciekawiej, należy dodać do tego również odsetki. Ubezpieczenie jest wyliczane proporcjonalnie do wysokości zatrudnienia, zwykle jednak wynosi od 140 euro w górę. Tutaj pojawia się również alternatywna opcja w postaci prywatnych kas, ale te są konkurencyjne w stosunku do państwowych jedynie do momentu, kiedy mężczyzna jest w sile wieku, później wysokość składki może zostać wywindowana nawet do kwoty 600 euro, a powrót do kasy państwowej w zasadzie jest niemożliwe, chociaż teoretycznie taka szansa istnieje.

A może by tak zaoszczędzić na emeryturze?

W Niemczech obecnie dla przedsiębiorców opłacanie składki na ubezpieczenie emerytalne nie jest obowiązkowe, chociaż ten stan rzeczy prawdopodobnie zmieni się decyzją rządu w najbliższym czasie, gdyż debaty nad tymi zmianami już trwają. Póki jednak stan prawny jest taki, a nie inny, samo zatrudnieniowcy starają się szukać oszczędności dosłownie wszędzie i znajdują je właśnie w tym miejscu. Tu są jednak pewne wyjątki, które, jak pech chciał, obejmują jedynie kilka zawodów, głównie zaś tych, w których pracują w Niemczech Polacy.

A więc murarze, wykończeniowcy wnętrz, stolarze, hydraulicy czy malarze pokojowi. Konieczność płacenia składek emerytalnych obowiązuje wszystkich, którzy potrzebują do wykonywania swojego zawodu posiadać odpowiednie uprawnienia oraz wpis do specjalnego rejestru. Warto o tym pamiętać, ponieważ wysokość takiej składki jest niebagatelna i w zależności od miejsca w Niemczech może wynosić od 459 do nawet 530 euro na miesiąc.

Tutaj jest niewielka luka prawna, z której starają się korzystać przedsiębiorcy, mówiąca o możliwości wyliczania tej składki proporcjonalnie do wysokości dochodów, wtedy wynosi ona 18,7 procent, jednak jej wysokość – nawet jeśli firma nie generuje absolutnie żadnych zysków – nie może być mniejsza niż 84 euro. Teraz porównując to do sytuacji, w której koszta takiej składki dzielone są po równo między pracownika oraz pracodawcę powinna rzucać lepsze światło na całą sytuację oraz powód, dla którego jak plaga pojawia się namawianie do zakładania własnych firm.

To nie koniec wydatków

Pracując na swój własny rachunek trzeba się liczyć jeszcze z innymi kosztami, na przykład związanymi z prowadzeniem księgowości czy wpisaniem do rejestru lub obowiązkowym członkostwem w tak zwanych izbach rzemieślniczych. To jednak nie koniec przykrych wiadomości. Kiedy pracujemy na podstawie umowy o pracę, automatycznie chroni nas prawo pracy, przysługuje nam ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków czy możliwość wykorzystania płatnego urlopu lub zachowania uzgodnionego okresu wypowiedzenia. Pracując jako podwykonawca nie masz dosłownie nic, ponieważ nie dotyczą cię również odgórne ustalenia dotyczące minimalnej wysokości zarobków, które wynoszą obecnie 8,5 euro brutto, jednak nie we wszystkich branżach.

Gdzie panuje taki trend?

Nie wolno jednak generalizować i mówić, że praca w Niemczech jest z wszech miar zła i trzeba się jej wystrzegać. Wykonując pewne zawody, zwykle tak zwane wolne, jak trener personalny, tłumacz czy księgowy, dobrowolnie oraz z pełną premedytacją zakładają swoje działalności gospodarcze. Inaczej jest w zawodach związanych z pracami budowlanymi czy wykończeniowymi, ponieważ tam pracownicy zwykle są jednak przymuszani w zasadzie brakiem alternatywy – albo ty założysz własną działalność gospodarczą, albo prawie natychmiast znajdziemy na twoje miejsce kogoś innego, kto będzie w stanie to zrobić. I zrobi. To samo tyczy się osób zatrudnianych w charakterze sprzątaczek czy popularnych niegdyś opiekunek osób starszych, ale także pracowników sektora gastronomicznego.

Uważaj, co podpisujesz

Eksperci ostrzegają przed bezmyślnym podpisywaniem podsuwanych pod nos dokumentów, ponieważ zdarza się, że niektórzy z nich w ogóle nie przypuszczają, że podpisują czy wypełniają wniosek o założenie własnej działalności gospodarczej. Prawda wychodzi najczęściej dopiero po kilku miesiącach, w chwili kiedy przychodzi choroba, ma miejsce wypadek przy pracy czy nachodzi takiego delikwenta kontrola ze skarbówki. Wtedy wychodzi brutalna prawda o niepłaconych i nieodprowadzanych przez pracodawcę składkach oraz o konieczności wypłacenia wszystkich zaległych obciążeń wobec państwa. Nie ma więc często w takich chwilach ani przyrzeczonej umowy o pracę, ani składek, ani pieniędzy, aby pokryć dług. Zwykle również nie są to małe kwoty, gdyż mogą sięgać nawet kilku tysięcy euro.

Urzędy przeciwko pozornemu samo zatrudnieniu

W Niemczech coraz więcej jednostek oraz urzędów podejmuje walkę z tym procederem, uważanym tam za przestępstwo. Wśród jednostek mających im zapobiegać są urzędy celne, ale również związki zawodowe, na mocy których działają urzędnicy z kas emerytalnych.

Podczas kontroli sprawdzanych jest kilka podstawowych elementów, a więc przede wszystkim lista klientów, dla których wykonywane są usługi, ale także miejsce pracy czy użycie konkretnego sprzętu, a nawet ubrań czy oprogramowania. Jeśli pracodawca-oszust zostanie przyłapany na gorącym uczynku, to on ma obowiązek uiścić wszystkie zaległe opłaty nieświadomego samo zatrudnieniowca. Cały proceder kończy się zwykle przez przypadkowe kontrole, jakie czasem się zdarzają w miejscu pracy, ale także przez donos lub nawet skargi pracownika.

Chociaż złożenie zawiadomienia o przestępstwie czy nawet samej skargi czasem ratuje całą sytuację oraz nawet ją w jakiś sposób poprawia, mało który pracownik jest gotów odważyć się na taki krok względem swojego chlebodawcy. Efekty jednak zwykle są takie same w każdym przypadku – praca jest coraz cięższa, podobnie jak związany z całą sytuacją stres, zyski kurczą się niemal w oczach ze względu na konieczność pokrywania kosztów wysokich składek czy wynajmowania biura księgowego przez wzgląd choćby na nieznajomość niemieckiego prawa. Czy ta sytuacja ulegnie w ogóle zmianie, pokaże jedynie czas.

Wszystko będzie zależało również od odpowiedniego wyedukowania pracowników.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here